wtorek, 25 listopada 2014

Holenderska kuchnia

W 80 blogów dookoła świata to projekt blogerów, którzy opisują to samo zagadnienie z perspektywy różnych krajów, języków i kultur. Listopadowa edycja jest poświęcona kuchni, zwyczajom żywieniowym, tradycyjnym potrawom i przysmakom. Pisałam już o niektórych holenderskich słodkościach jak  stroopwafle i dropy, wspomniałam też o śledziach oraz serach, a także sylwestrowych pączkach, więc teraz będzie o tym, co od wielu lat pojawia się w holenderskich garnkach na co dzień.  


Stamppot - tłuczony garnek
To najpopularniejsze danie, najprostsze i ma wiele odmian. Zazwyczaj podstawą są gotowane ziemniaki z warzywnymi dodatkami, które potem trzeba wymieszać, utłuc, rozbełtać - jak kto woli - na brejowatą masę. Ten jednogarnkowy posiłek wywodzi się z wiejskiej tradycji. Wygląd gotowej potrawy na talerzu nie budzi zachwytu, ale chodzi przecież o smak, a ten wciąż jest ceniony przez Holendrów. Zresztą oceńcie sami - oto boerenkool met worst - ziemniaki z jarmużem i kiełbasą: 

Tłuczony garnek z jarmużem (Wikimedia Commons)
A tu inny rodzaj - stamppot andijvie, też bazujący na kartoflach, tym razem z endywią i skwarkami: 

Tłuczony garnek z endywią
I jak się Wam podoba? Nie bardzo? To może skusicie się na inny gatunek:

Hete bliksem (tłum. gorąca błyskawica) - nazywany też hemel en aarde (niebo i ziemia) - to ziemniaki z jabłkami, cebulką i skwarkami lub kaszanką. 

Stamppot zuurkool - kartofle z kiszoną kapustą - jak sama nazwa mówi.

Hutspot - to ziemniaki, marchewka i cebulka.

Stamppot zalm - cykoria, ziemniaki, filet z łososia (zalm), śmietanka i koperek.

Stamppot prei -  por (prei), kostki żółtego sera i ziemniaki oczywiście :) 

Stamppot Hawai - kartofle, ananas, czerwona papryka i jabłka. Czasem dodaje się też kukurydzę. 

Blote billetjes in het gras (Gołe pośladki w trawie) lub też blote kindertjes (dzieciaczki) in het gras - tak, tak - to również tłuczony garnek - na bazie ziemniaków, fasolki szparagowej i białej fasoli. Owo danie o intrygującej nazwie zyskało popularność po tym, jak matka jednego z piłkarzy zaprezentowała je w programie telewizyjnym De Regenjas. Poniższy klip jest wycinkiem z tego właśnie programu - stamppot pojawia się w drugiej minucie: 

I tak można długo wymieniać i wymyślać - widzicie więc, że gotować, tłuc i mieszać ze sobą można niemal wszystko :)

Erwtensoep - grochówka
Nazywana też snert to kolejne danie idealne na jesienne i zimowe wieczory. Zasadniczo jest zupą, ale tak gęstą, że niektórzy zaliczają ją do tłuczonych garnków. Podobno najlepszy smak ma na drugi dzień. A serwuje się ją często z żytnim chlebem posmarowanym masłem, obłożonym żółtym serem lub boczkiem. Na przykład tak: 
Holenderska grochówka (Wikimedia Commons)
Pannenkoeken - naleśniki
Niektórzy jedzą je zawsze po grochówce - jako deser, ale świetnie nadają się jako danie główne. Wszystko zależy od dodatków, a te ogranicza tylko wyobraźnia :) Najczęściej są spożywane na słodko - z syropem (stroop) lub cukrem pudrem. 
Naleśnik  z syropem (Wikimedia Commons)
Do 1996 roku naleśnik nazywał się pannekoek (bez n w środku). Dziś słowo to ma obraźliwy charakter (scheldwoord), określa ono słabeusza, osobę pozostającą w tyle. Trzeba więc pamiętać o prawidłowej pisowni i wymowie, jeśli chcemy żyć w zgodzie z Holendrami ;) 

Gehaktbal - kotlet mielony
Podobnie jak grochówka i naleśniki - również kotlet brzmi znajomo :) I faktycznie jest bardzo podobny do naszego tradycyjnego mielonego. Holendrzy są do niego bardzo przywiązani. Kiedyś rozmawiałam z koleżanką z pracy na tematy kulinarne i była zdziwiona, że Polacy też jedzą holenderskie kotlety ;) Nie wiem, kto go pierwszy odkrył, ale przypuszczam, iż tak prosty przepis mógł mieć wielu ojców. 
Kotlet mielony z tłuczonym garnkiem w tle (Wikimedia Commons)
Ta codzienna holenderska kuchnia wcale nie różni się tak bardzo od naszej, prawda? A może sami kosztowaliście niektórych potraw? Smakowały? Ja zostałam poczęstowana kiedyś tłuczonym garnkiem z jarmużem i kiełbasą. Był naprawdę niczego sobie, dobrze doprawiony solą, pieprzem i jeszcze innymi tajemnymi specyfikami. Natomiast nie smakowały mi zupełnie naleśniki przygotowane z półproduktów. (Takie naleśniki w proszku lub ciasto w butelce gotowe do smażenia można kupić w każdym supermarkecie.) Pachniały cudownie, ale w ustach okazały się gorzkawe i papierowe, co nie przeszkadzało zupełnie moim koleżankom zajadać się nimi ze smakiem ;) Każdy ma swoje upodobania kulinarne - a jakie macie Wy? :)

Zajrzyjcie też koniecznie na inne blogi:


CHINY

Biały Mały Tajfun Baixiaotai: 12 potraw Yunnanu
FRANCJA

Francais-mon-amour: Moje osobiste top 5 kuchni francuskiej

Love For France: Boeuf bourgignon

Francuskie (i inne) notatki Niki:  Kuchnia francuska - moja osobista lista "pięciu przebojów"

HISZPANIA

Hiszpański na luzie: Czosnek w kuchni hiszpańskiej

NIEMCY

Blog o języku niemieckim: Dziwne niemieckie dania.
http://dianakorzeb.pl/2014/11/25/w-80-blogow-dookola-swiata-dziwne-niemieckie-dania/

Willkommen in Polschland: Kuchnia niemiecka a sprawa polska

Niemiecka Sofa: Kuchnia w Niemczech - przepis na Currywurst

NORWEGIA

Pat i Norway: Morskie opowieści (kulinarne)

ROSJA 

Rosyjskie Śnadanie: Bliny, kawior, Łomonosow

SZWAJCARIA

Szwajcaria moimi oczami: Tradycyjne potrawy w poszczególnych kantonach Szwajcarii.

Szwajcarskie Blabliblu: Co można zrobić z sera? 

SZWECJA

Szwecjoblog: Szwedzka kuchnia? Szwedzkie kuchnie!

WIELKA BRYTANIA 

English-at-Tea: Kuchnia Anglii moim okiem 
WŁOCHY

Wloskielove: Jak Włoszki to robią czyli czy makaron tuczy?

 http://wp.me/p4n2x4-b9

Primo Cappuccino: Jak skutecznie obrzydzić sobie Włochy?

http://www.primocappuccino.pl/kuchnia-wloska-obrzydliwe-potrawy/

Studia, parla, ama: 10 rzeczy o kuchni włoskiej, których nie wiedziałeś
http://studiaparlaama.pl/w-80-blogow-dookola-swiata-10-rzeczy-o-kuchni-wloskiej-ktorych-nie-wiedziales/

WIETNAM 

Wietnam.info: Kuchnia wietnamska

Jeśli sam jesteś blogerem kulturowym lub językowym i chciał(a)byś wziąć udział w naszym projekcie - napisz do nas:  blogi.jezykowe1@gmail.com albo dołącz do naszej grupy na Facebooku.

czwartek, 20 listopada 2014

Słówko: naaien - szyć

Dziś kilka słów o niewinnym czasowniku, który powinien być używany ostrożnie zwłaszcza przez panie.

naaien
szyć

I cóż w tym niebezpiecznego? To, iż naaien znaczy również oszukać oraz..... mieć stosunek seksualny. Dlatego kobiety zazwyczaj nie mówią, że szyją, tylko robią ubrania - kleren maken

Czasem gdy Holender czuje się nabity w butelkę, nabrany, wykorzystany, mówi: 

Ik word genaaid zonder ervan te genieten. 

To zdanie świetnie pokazuje dwuznaczność słówka naaien i własnie dlatego jest trudne do przetłumaczenia. Może jednak ktoś z Was się o to pokusi? :) Podpowiem tylko znaczenie pozostałych wyrazów: 
zonder - bez
genieten - mieć przyjemność
van - z (w kontekście powyższego zdania)

To kto podniesie rękawicę? :) 

wtorek, 11 listopada 2014

Święty Marcin po holendersku

Dziś będzie o altruizmie młodego żołnierza, wytrząsaniu kosza, piciu wina bez umiaru, o gęsiach, którym nie można ufać i współczesnych małych żebrakach - czyli o obchodzeniu dnia św. Marcina w Holandii :)
Zacznijmy jednak od początku, tj, od głównego bohatera.

Sint Maarten - kto zacz? 
Święty Marcin przyszedł na świat w 316 roku na terenie obecnych Węgier. Swoje imię dostał od ojca na cześć boga wojny - Marsa. Po przeprowadzce razem z rodziną do Włoch poznał wiarę chrześcijańską i został katechumenem - czyli osobą przygotowującą się do chrztu. Jako dorastający chłopiec wybrał karierę wojskową. Gdy miał 22 lata spotkał żebraka, któremu oddał połowę swojego płaszcza. W nocy ukazał mu się Chrystus ubrany z połówkę tegoż płaszcza i mówiący do aniołów: Patrzcie, jak mnie Marcin, katechumen, przyodział. Po przyjęciu chrztu Marcin zrezygnował ze służby wojskowej, był najpierw pustelnikiem, potem kapłanem i biskupem Tours. Do tej ostatniej funkcji został przymuszony, gdy tłum wiernych po śmierci poprzedniego biskupa podstępem zwabił go miasta pod pretekstem uzdrowienia chorej kobiety, gdyż pustelnik Marcin słynął z cudów. Ostatecznie przyjął święcenia biskupie i już na stałe związał się z Francją, pracując gorliwie na rzecz tamtejszego Kościoła, dlatego też Francuzi obrali go sobie za patrona. Zmarł 8 listopada 397 roku, a pochowany został trzy dni później, stąd 11 listopada właśnie obchodzone jest jego święto.  

El Greco, Św. Marcin, Wikimedia Commons
Kult świętego Marcina rozniósł się po Europie. Wiele kościołów zostało nazwanych jego imieniem. Sposób świętowania 11 listopada łączył w sobie tradycje pogańskie i chrześcijańskie. W listopadzie od zawsze na holenderskiej wsi wszystkie prace na polu były już wykonane, plony zebrane, bydło stało w oborze, w piwnicach nowe wino zaczynało leżakowanie - jednym słowem nadchodził czas na odpoczynek i ucztowanie. Wiele elementów tegoż świętowania ma znaczenie symboliczne i wywodzi się z legend - tak jak gęsi i wino. 

Zdradliwy drób
Jedna z legend głosi, iż mnich Marcin przerażony perspektywą biskupstwa ukrył się w komórce dla gęsi. Te jednak zdradziły go swoim krzykiem. Dlatego gęsi od zawsze towarzyszyły wielkiemu świętowaniu w dniu 11 listopada. Ludzie dawali je sobie w prezencie, w Deventer, Coevorden i Zwolle były organizowane nawet gęsie rynki. W średniowieczu wierzono, iż nogi z gęsi św. Marcina zapewnią bezpieczeństwo i ochronę przed nieszczęściem. 

Napój Świętego Marcina
Według innej legendy święty przemienił w ciągu jednego wieczoru moszcz w wino. Dlatego drugim jego atrybutem jest kufel, a dzieci jeszcze w XIX wieku śpiewały:

Sint Martijn, Sint Martijn,
T'avond most en morgen wijn!
Święty Marcin, święty Marcin,
wieczorem moszcz, rano wino!

Skoro sam święty pochwalał picie wina, nie mogło go więc zabraknąć na corocznym  jego święcie. Otwierano wtedy beczki z młodym winem, które nosiło nazwę Napoju Św. Marcina - Sint Maartendronk, a radni miasta częstowali tymże trunkiem co ważniejsze persony w mieście - urzędników, duchownych, nauczycieli. Wino jednak dostawali tylko ci, którzy dobrze wykonywali swoje obowiązki, a przynajmniej tak nakazywał jeden z przepisów z 1413 roku obowiązujących w Utrechcie. Tradycja picia wina rozrosła się tak bardzo, że w drugie połowie XV wieku wręcz nie wypadało być tego dnia trzeźwym!

Harce wokół ogniska i Dzień Wytrząsania Kosza
Wieczorem 11 listopada często palono ogniska na polach lub placach miejskich. Wcześniej jednak młodzież chodziła z pochodniami od drzwi do drzwi zbierając opał (chrust, drewno). Czasem dostawali również drobne monety, jabłka, orzechy. W niektórych rejonach 10. listopada był nazywany Dniem Wytrząsania Kosza - Schuddekorfsdag. Wieczorem żebracy wędrujący od drzwi do drzwi dostawali co nieco do jedzenia - te okruchy, które rzekomo zostały wytrząśnięte z kosza na chleb. Po domach chodziły też dzieci, zbierające kasztany i inne łakocie. Wszystkie dary wkładano do koszyka, ten zaś wieszano nad ogniskiem, a kiedy płomienie dosięgnęły dna, uprażone smakołyki były wytrząsane z kosza i zjadane. Młodzież w tym czasie śpiewała i tańczyła wokół ognia, a co odważniejsi skakali przez ognisko.

Święty Marcin dziś
Obecnie imię św. Marcina wywołuje szczerą radość na każdej dziecięcej twarzy. Kilka dni wcześniej w szkole lub w domu dzieci własnoręcznie przygotowują lampiony, z którymi potem wędrują po domach, pukają do drzwi, a gdy te się otworzą - śpiewają krótką piosenkę o świętym Marcinie, za co potem dostają nagrodę. Poniższy filmik pokazuje jedną taką ekipę "zbieraczy" w akcji ;)


Piękne jest to święto, a widok grupki maluchów z lampionami wędrującej po ciemku ulicami i śpiewającej Sint Maarten, sint Maarten... robi ogromne wrażenie. Zapukali do Was w zeszłym roku? A może sami chodzicie ze swoimi dziećmi? Jestem bardzo ciekawa Waszych wrażeń, odczuć i przemyśleń na ten temat :) 

Źródła:
http://www.jefdejager.nl/smaarten.php
http://pl.wikipedia.org/wiki/Marcin_z_Tours
http://www.beleven.org/feest/sint_maarten
https://www.youtube.com/watch?v=ys7Coeue7GA

wtorek, 4 listopada 2014

Słówko: dowcipniś

Zwany też żartownisiem. Znacie takiego? Dusza towarzystwa, powszechnie lubiany, choć czasem potrafi wyprowadzić z równowagi. 

de grappenmaker
dowcipniś

Jeśli jest to kobieta, możemy też powiedzieć de grappenmaakster. A gdy jest ich więcej - de grappenmakers (w przypadku mężczyzn) lub de grappenmaaksters (w przypadku kobiet). 

Pracowałam kiedyś z taką jedną grappenmaakster. Chowała nam buty lub je podmieniała, nabierała każdego i przy każdej okazji, potrafiła również wsadzić czyjś nos w tort, pytając najpierw niewinnie, czy przypadkiem bita śmietana nie śmierdzi, a następnie jak już delikwent zaczął wąchać - popychała talerzyk nieco bliżej twarzy. Podobno to stary holenderski kawał. Mimo wszystko wybaczaliśmy jej, bo miała w sobie jakiś urok. No i planowaliśmy wieczną zemstę, jednak w pomysłowości nikt jej nie dorównywał. Typowa  grappenmaakster ;)